Geoblog.pl    miszaf    Podróże    Wietnam    Szalony przewodnik - Tunele Cu Chi
Zwiń mapę
2011
08
lis

Szalony przewodnik - Tunele Cu Chi

 
Wietnam
Wietnam, Củ Chi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10092 km
 
Następnego dnia po raz pierwszy podzieliliśmy się na grupy: ja (w grupie dwuosobowej) pojechałem do tuneli Cu Chi (półdniowa wycieczka kupiona w hostelu za taką samą cenę jak w agencji - 6 USD za przejazd z przewodnikiem, ale jakim (!), a reszta zwiedziała Sajgon.
O ósmej rano do naszego hostelu przyszedł po nas przewodnik - Mr. Binh. Jak się później okazało, będziemy go jeszcze długo wspominać. Po zabraniu z innych hosteli pozostałych turystów zapakowaliśmy się do autobusu i pojechaliśmy na północny-zachód od Sajgonu, w stronę granicy z Kambodżą. Z powodu sporych korków na wylotówce podróż zajęła prawie 3 godz. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze w fabryczce, gdzie niepełnosprawni i upośledzeni umysłowo robią pamiątki dla turystów (rzeźby i przedmioty z laki itp.).
Na samym początku wycieczki nasz przewodnik przedstawił się (Mr Binh) i powiedział, że ma 61 lat, jest weteranem wojennym i nienawidzi komunistów (!). W czasie wojny (nazywanej w Wietnamie amerykańską) walczył przez 7 lat po stronie Południowego Wietnamu u boku Amerykanów. Po wojnie dostał się do “obozu reedukacyjnego”, a potem wyjechał do Stanów. Jego ojciec wciąż mieszka w Nowym Jorku, a on sam wrócił do Sajgonu, ponieważ “kocha Wietnamczyków”.
“Na świecie jest tylko pięć państw komunistycznych: Chiny, Korea Północna, Kuba Laos i Wietnam” - uświadomił nas po drodze. “W czasie wojny nie mieliśmy wyboru, musieliśmy walczyć po stronie Amerykanów” - dodał. “Przewodniki Lonely Planet są do dupy”, a “Pepsi można było kupić w Sajgonie już w dwie godziny po zniesieniu amerykańskiego embarga handlowego w 1994 roku” - przez prawie całą drogę do Cu Chi opowiadał nam swoje historie i anegdoty.
Na miejscu (wstęp 80 tys. VND - 12 zł) najpierw obejrzeliśmy czarno-biały film propagandowy o okrucieństwach wojny, jakich dokonali w Wietnamie Amerykanie. W sali telewizyjnej była też mapa i makieta przedstawiająca schemat przykładowego tunelu.

Teren wokół Cu Chi na północy-zachód od Sajgonu w czasie wojny wietnamskiej był opanowany przez siły Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego (zwanego przez Amerykanów Viet Congiem albo też V. C. - Victor Charlie), które były wspierane przez Wietnam Północny. Amerykanie wspólnie z żołnierzami Wietnamu Południowego zbudowali wokół tego terenu trzy bazy na kształcie trójkąta, aby nie dopuścić wroga do przedostania się do Sajgonu. Natomiast partyzanci z Wietkongu zbudowali ok. 200 km podziemnych tuneli i setki pomieszczeń, w których mieściło się prawie wszystko czego potrzebowali do życia i walki. W podziemnych pokojach (co było pokazane na schemacie) mieszkali, mieli tam kuchnie (ze specjalnym systemem filtrów odprowadzającym dym w innym miejscu), szpital polowy, składy broni i amunicji, nawet podziemne ujęcia wody. Tunele miały trzy poziomy: na głębokości 3, 6 i 8-10 metrów, które był tak połączone i zabezpieczone, że nawet po wrzuceniu do środka gazu czy podpaleniu można było w miarę bezpiecznie uciec w inne miejsce. W niektórych miejscach tunele tak się zwężały, że ledwo mógł się przez szczelinę przecisnąć Wietnamczyk, a goniący go Amerykanin w mundurze musiałby tam utknąć.

Gleba na tym terenie to przede wszystkim glina, w której łatwo było kopać tunele. Dodatkowo, kiedy Amerykanie zaczęli zrzucać napalm, rozgrzana ziemia zastygała i tunele twardniały jak gliniany garnek po wypaleniu w piecu.
W dzień Amerykanie zrzucali bomby z napalmem, szukali z psami wejść do tuneli i otworów wentylacyjnych (Amerykanie dawali psom do wąchania np. ubrania schwytanych Wietnamczyków, a Wietkong rozsypywał wokół tych otworów pieprz i chili), które niszczyli i wpadali w zasadzki i przemyślne pułapki zastawiane na nich przez partyzantów. W nocy, kiedy Amerykanie spali, Wietkong zakradał się tunelami do baz wroga i kradł broń.

Niewielką część tego ogromnego systemu tuneli udostępniono zwiedzającym. Mr Binh, który mógłby opowiadać godzinami o tych tunelach, oprowadził nas po terenie pokazując oryginalne wejścia do tuneli (mieści się w nich Wietnamczyk lub nie za gruby biały), otwory wentylacyjne pułapki na psy i ludzi, wrak oryginalnego amerykańskiego czołgu zniszczonego przez Wietkong i warsztat, w którym partyzanci przygotowywali materiały wybuchowe i miny.

W czasie przerwy można sobie postrzelać z karabinów (np. z zachwalanego przez naszego przewodnika kałasznikowa “Działa nawet pod wodą, nie to co amerykański szajs”) - w przeliczeniu ok. 50 zł za 10 naboi.
Na koniec zostaje główna atrakcja: przejście tunelem, który został poszerzony (jak mówił niezapomniany Mr Binh, żeby mógł się w nim zmieścić “big american ass”) dla turystów i zabezpieczony.

Tunel ma 100 metrów długości, a ci którzy w trakcie poczują napad klaustrofobii mogą wydostać się na powierzchnię po 10, 20 lub 30 metrach specjalnym wyjściem awaryjnym. Do tunelu weszliśmy całą grupą, trzeba było się posuwać w miarę szybko, żeby nie robić zatorów. W środku jest ciemno i gorąco, są tylko niewielkie lampki oświetlające drogę. Po stu metrach wyszliśmy z bólem nóg, spoceni i z ulgą, że to już koniec. Wietnamczycy musieli pokonywać np. 5 km oryginalnymi (węższymi) tunelami, aby dostać się do amerykańskiej bazy. Niesamowite, ile pracy, zdrowia i wytrzymałości musiało ich to kosztować. Nawet nienawidzący komunistów Mr Binh przyznał, że jest pełen podziwu dla Wietkongu za te tunele.
Różne opinie o naszym przewodniku można przeczytać tutaj:
Po powrocie do Sajgonu udało nam się jeszcze zobaczyć War Remnants Museum. Założone w 1975 roku, czyli roku zakończenia wojny, wcześniej nosiło m.in. nazwę Muzeum Amerykańskich Zbrodni Wojennych. Niektóre zdjęcia są tak drastyczne, że nie polecam oglądania ich osobom o słabszych nerwach (skutki użycia napalmu czy środka Agent Orange). Na ostatnim piętrze jest świetna wystawa zdjęć fotoreporterów z całego świata, którzy zginęli podczas tego konfliktu po obydwu stronach frontu (m.in. Robert Capa, Dicky Chapelle, Kyoichi Sawada - dostał nagrodę Pulitzera, Larry Burrows, Henri Huet)
Nie pamiętam już który to był fotograf, ale na jego ostatnim zdjęciu (rolkę wyciągnięto po jego śmierci i wywołano) widać po prawej stronie rów. W opisie pod zdjęciem zaznaczono, że fotograf zginął chwilę później wchodząc na minę ukrytą w tym rowie.
W przewodniku znaleźliśmy jeszcze kilka miejsc w Sajgonie do zwiedzania, ale nie zrobiły one na nas większego wrażenia: katedra Notre Dame czy budynek poczty. Wieczór znowu zakończyliśmy w barze w okolicy hostelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 18 wpisów18 0 komentarzy0 68 zdjęć68 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.10.2011 - 13.11.2011