Geoblog.pl    miszaf    Podróże    Wietnam    Prawdziwy Sajgon
Zwiń mapę
2011
06
lis

Prawdziwy Sajgon

 
Wietnam
Wietnam, Saigon
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9965 km
 
Następnego dnia pojechaliśmy rano na lotnisko do Da Nang. Wróciliśmy trochę na północ, ale tylko po to, żeby wsiąść w samolot i polecieć na południe - do Sajgonu. Lotnisko nie robi teraz większego wrażenia, ale w czasie wojny wietnamskiej było jednym z najruchliwszych lotnisk na świecie (1500 startów i lądowań na dzień) . Amerykanie w pewnym momencie mieli w Wietnamie ponad 500 tys. żołnierzy. Transport ludzi, dostawy sprzętu, broni, żywności itd. odbywały się głównie przez lotnisko w Da Nang.
Do Sajgonu lecieliśmy liniami australijskimi Jetstar Pacific, które nie zajmą wysokiego miejsca w moim rankingu tanich linii lotniczych. Rozklekotana maszyna (Boeing 737-400), w której unosił się zapach toalety, a bagaże na lotnisku w Sajgonie musieliśmy sobie sami odbierać z... przyczepy samochodu.
Jeszcze w hotelu w Hoi An znaleźliśmy przez internet kilka adresów hosteli w Sajgonie. Po wylądowaniu na lotnisku jak zwykle zaczęło się negocjowanie z taksówkarzami za ile nas zawiozą do centrum (lotnisko położone jest ok. 7 km od centrum miasta). Ustaliliśmy, że pojedziemy za tyle, ile wskaże taksometr (kierowca chciał 10 USD, a wyszło nam 140 tys. VND - ok. 7 USD). Pokazaliśmy mu adres na słynnej ulicy Pham Ngu Lao przy której mieszczą się dziesiątki tanich hosteli dla backpackersów. Po drodze sprawdziliśmy jeszcze inny hostel, ale ostatecznie wylądowaliśmy w Phan Lan - prowadzonym przez miłą wietnamską rodzinę (9 USD za osobę w dwójce).

Wieczorem wybraliśmy się na spacer po okolicy. Już wiemy, skąd się wzięło powiedzenie: "Ale Sajgon".

To miasto żyje: na ulicach, chodnikach, w parkach, w knajpach są tysiące ludzi. Przejście przez ulicę grozi rozjechaniem przez skuter lub samochód. W parku na placu zabaw pomimo zmroku bawiły się setki dzieciaków z rodzicami. Zaczepił nas tam młody Wietnamczyk, który powiedział, że w taki sposób uczy się angielskiego. Studiuje na czwartym roku roku, a pochodzi z Na Thrang. Wytłumaczył nam co to za gra, w którą grają dziesiątki młodych ludzi w parkach. To tzw. lotka, po angielsku “shuttle cock”. Przypomina trochę grę w zośkę, ale gra się w nią na większej przestrzeni. Wieczór zakończyliśmy w jednym z licznych barów niedaleko naszego hostelu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (8)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 18 wpisów18 0 komentarzy0 68 zdjęć68 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.10.2011 - 13.11.2011