Geoblog.pl    miszaf    Podróże    Wietnam    Bắc Hà Market
Zwiń mapę
2011
30
paź

Bắc Hà Market

 
Wietnam
Wietnam, Bắc Hà
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8183 km
 
Następnego dnia wcześnie rano, ok. godz. 7, wyjechaliśmy z Sapy do Lao Cai, gdzie zostawiliśmy w jednym z hoteli bagaże, a potem do Bac Ha, które słynie z niedzielnych targów z udziałem okolicznych mniejszości etnicznych. Z Lao Cai do Bac Ha droga również prowadzi górskimi drogami, jedzie się ok. 1,5 godz. Przewodnik wysadził nas w centrum miasteczka, pokazał gdzie jest rynek i dał nam ok. dwóch godzin wolnego czasu.
Część bazaru w pobliżu centrum wygląda podobnie jak stoiska w innych miastach na ulicach handlowych można tam kupić np. bambusowe podkładki na stół (100 tys. VND), zestawy pałeczek, zdobione talerze i miski, ubrania, ozdoby, biżuterię itp. Im dalej zapuszczaliśmy się wgłąb targowiska tym bardziej było ciaśniej i głośniej, aż dotarliśmy do jego serca: czyli miejsca gdzie sprzedaje się mięso, ryby, sery, owoce i warzywa oraz gdzie jest bazarowa “restauracja”. Inspektorzy sanepidu złapali by się z pewnością za głowę widząc w jakich warunkach sprzedawane jest np. mięso: rzucone na zwykły stół lub drewnianą skrzynkę kawałki mięsa są dzielone tasakami przez miejscowych rzeźników.

Dookoła brudno, błoto, tłum przepychających się ludzi, jakieś psy. Kiedy kawałek mięsa spadnie na ziemię, wystarczy go otrzepać z brudu czy błota i można go sprzedawać. Ale pomimo takich warunków sanitarnych, do których większość Polaków chyba nie jest przyzwyczajona, ludzie jakoś to mięso i warzywa sprzedają, kupują, później gotują, smażą i jedzą. I jakoś żyją. Przez ponad dwa tygodnie pobytu w Wietnamie jedliśmy (i piliśmy) różne rzeczy w różnych, raz lepszych, raz gorszych warunkach, ale nic nam nigdy nie zaszkodziło.

Na bazarze kupiliśmy od kobieciny biały ser, który wyglądał jak bundz, ale okazało się, że jest bez smaku (brakowało soli!). To było chyba tofu, które dopiero przyprawione smakuje zupełnie inaczej. Od bardzo starej babuszki kupiliśmy smażone na głębokim oleju “pączki”, które w środku miały jakąś różową masę, ale w smaku były mdłe. Na kilkunastodniowe kacze zarodki nie natrafiliśmy:) Targ Bac Ha słynie z wina z kukurydzy, które kobiety sprzedają “na zakrętki” z ogromnych baniaków. Niestety, w końcu nie spróbowaliśmy tego wina (dzień wcześniej w Sapie piliśmy wino ryżowe, które w smaku trochę przypomina sake).

Kolejna część targu to giełda zwierzęca: można tu kupić takie małe świnki, psy, kury, a także znacznie większe zwierzęta: bawoły wodne. Zaciekawiła mnie grupka kilkunastu osób stojących w kółku i oglądająca coś z zainteresowaniem. Okazało się, że kibicowali walce kogutów (lub kogutopodobnego drobiu) - taka miejscowa atrakcja sportowa (biedne koguty miały tak poszarpane szyje, że nie miały już na nich piór). W jeszcze innej części bazaru można było kupić wszelkiego rodzaju ptaki śpiewająco-ozdobne.

Po wizycie na targu przewodnik zabrał nas jeszcze na krótką wycieczkę do pobliskiej wsi, gdzie mieszkają przedstawiciele jednej z wielu mniejszości etnicznych (Flower Hmong). Znów weszliśmy z butami do czyjegoś domu (ten akurat był zbudowany z gliny), gdzie w ubogiej chacie mała dziewczynka obierała kolby kukurydzy z liści (ale w salonie mieli oczywiście TV - nie ma chyba takiego miejsca w Wietnamie, gdzie nie było telewizorów - są nawet w urzędach, pociągach, na małych łódeczkach).
Po drodze do Lao Cai, gdzie czekały na nas bagaże, zapytaliśmy przewodnika, czy nie wie, gdzie można zjeść węża. Powiedział, że jego znajomy może to załatwić w restauracji w Lao Cai. Cena była jednak zaporowa: 50 USD za osobę. Taniej byłoby chyba samemu złapać takiego węża. Przy okazji powiedział, że czasami oprócz węży w jego regionie jeszcze je się koty, no i psy. On osobiście je psa raz w miesiącu.
W Lao Cai przewodnik zawiózł nas jeszcze na granicę chińsko-wietnamską. Po drugiej stronie rzeki znajduje się miasto Hekou. W sumie niewiele się różniło od “naszego” Lao Cai. Na drugą stronę nie mogliśmy oczywiście przejść, ponieważ nie mieliśmy chińskich wiz.
Po godz. 19 wsiedliśmy do pociągu powrotnego do Hanoi. Czekał nas bardzo ciężki dzień: mieliśmy przyjechać o godz. 4 rano, a o 8 miał przyjechać po nas bus, który miał nas zawieźć do Halong City na trzydniową wycieczkę po zatoce.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 18 wpisów18 0 komentarzy0 68 zdjęć68 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.10.2011 - 13.11.2011