Geoblog.pl    miszaf    Podróże    Wietnam    Handel w górach - Sa Pá
Zwiń mapę
2011
29
paź

Handel w górach - Sa Pá

 
Wietnam
Wietnam, Sa Pá
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8137 km
 
Po godz. 6 rano z lekkim opóźnieniem wysiedliśmy na stacji Lao Cai (przy wyjściu z dworca trzeba oddać bilety - chyba sprawdzają, czy nikt po drodze się nie zgubił:). Czekał już tam na nas nasz przewodnik (wycieczki po okolicy również kupiliśmy wcześniej przez internet) i zawiózł do hotelu w Sapie.
Z Lao Cai do Sapy jedzie się krętymi górskimi drogami ok. 1h. Kierowca zanim ruszył rozdał pasażerom torebki na ewentualne zwroty zawartości żołądka, więc podróż zapowiadała się ciekawie:) Na szczęście droga nie była taka straszna. Przyjechaliśmy do hotelu (hotel Hoang Ha, 8 USD za osobę w trójce), warunki nie najgorsze i przede wszystkim czekało na nas gorące śniadanie. Ok. godz. 9 wyszliśmy z naszym przewodnikiem na tzw. trekking - wycieczkę do miejscowości Lao Chai, gdzie mieszka jedna z mniejszości - Czarni Hmongowie. Na samym początku wycieczki otoczyła nas grupka kilkunastu kobiet właśnie z tej wioski ubranych w tradycyjne stroje z ogromnymi koszami na plecach. Mówiły, że idą z nami do swoich domów. Co miały w tych koszach i po co naprawdę nam towarzyszyły miało okazać się później.
Z Sapy do Lao Chai jest 7 km, większość trasy to droga asfaltowa lub żwirowa, później zaczyna się zwykła górska ścieżka pokryta głównie błotem. Od samego rana padał deszcz, z mniejszymi lub większymi przerwami, było mglisto, dlatego widoczność była ograniczona.
Po drodze przewodnik zrobił przystanek w domu-sklepiku, w którym mieszka rodzina miejscowych górali. Można zwiedzić ich dom, zobaczyć jak mieszkają i kupić przeróżne pamiątki. Pomimo zimna i deszczu przed domem wśród turystów kręcą się małe dzieci, część z nich na bosaka i oferują drobiazgi do kupienia: bransoletki i inne ozdoby.

Ruszyliśmy dalej, skręciliśmy z asfaltowej drogi w boczną ścieżkę przez wieś pokrytą błotem i dalej na dół w dolinę Muong Hoa. Po drodze mijaliśmy słynne tarasy ryżowe, które tak naprawdę robią wrażenie tylko z daleka. Niestety, z powodu mgły widoki nie były tak zachwycające jak widzieliśmy wcześniej na zdjęciach.

Podczas przeprawy przez coraz większe błota pomocne okazały się miejscowe kobiety, które wciąż z nami szły. W najtrudniejszych miejscach podawały nam dłoń, łatwo było poślizgnąć się i wywinąć orła.
Dotarliśmy wreszcie do małej restauracyjki nad rzeką, gdzie dostaliśmy lunch (wliczony w cenę wycieczki, tylko za napoje trzeba było dopłacić): dużą bułę z serkiem topionym, miejscową wędlinę, ogórki, pomidory oraz banany na deser. Ale zanim zjedliśmy okazało się jaki był prawdziwy powód towarzystwa miejscowych kobiet. Zdjęły z pleców swoje kosze i pokazały nam swoje towary na sprzedaż. Każda z nich podeszła do “swojego” turysty, któremu pomagała całą drogę i kategorycznie stwierdziła, że musimy teraz coś od nich kupić. Szanse na wywinięcie się były małe. Oczywiście mogliśmy się odwrócić na pięcie i powiedzieć, żeby spadały na bambus (rośnie tam wszędzie), ale było nam po prostu głupio, więc dla świętego spokoju kupiliśmy poszewkę na poduszkę i bransoletki. Oczywiście jak się później okazało przepłaciliśmy (chociaż próbowaliśmy się targować).
Po wyjściu z restauracji “nasze” góralki zostały zastąpione przez kobiety z plemienia Czerwonych Dzao, które również chciały nam coś koniecznie sprzedać. Na szczęście udało nam się przecisnąć za naszym przewodnikiem i dotarliśmy do czekającego na nas busa nie pozbywając się kolejnej porcji dongów.

Sapa to kurort założony jeszcze przez Francuzów w czasach kolonialnych około 100 lat temu. Było tu nawet sanatorium wojskowe dla francuskich oficerów. Od 1993 roku, kiedy władze Wietnamu zezwoliły na przyjazd do tego regionu zagranicznych turystów, miasteczko zaczęło się rozwijać. Powstały nowe hotele, restauracje, sklepy z pamiątkami i agencje turystyczne. Sapa to również baza wypadowa na najwyższy szczyt Wietnamu Fan Si Pan (3143 m n.p.m.), położony 9 km od miasta.
Zmęczeni po trekkingu postanowiliśmy wieczorem skorzystać z usług masażystek (i jednego masażysty). Masaż stóp kosztuje 5 USD, a godzinny masaż stóp, nóg, rąk, ramion, pleców, karku i twarzy 6 USD. Zdecydowaliśmy się na drugą opcję. Za taką cenę w Polsce można sobie wymasować chyba tylko nos:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 1.5% świata (3 państwa)
Zasoby: 18 wpisów18 0 komentarzy0 68 zdjęć68 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
27.10.2011 - 13.11.2011