Następnego dnia rano wstaliśmy bardzo wcześnie rano, żeby zobaczyć wschód słońca (widziałem lepsze wschody).
Po śniadaniu popłynęliśmy na wyspę Cat Ba - największą w całej zatoce. Tym razem nocowaliśmy w hostelu, a nie na łódce. Najpierw jednak pojechaliśmy na mały “trekking” w parku narodowym Cat Ba. Weszliśmy na górę (Ngu Lam), na której znajdował się punkt widokowy - żelazna wieża wysoka na kilkadziesiąt metrów, z której widać było spory kawałek wyspy. Wszędzie dookoła były podobne, zalesione wzgórza, które również trochę przypominały krajobrazy na Pandorze z “Avatara”.
Po zakwaterowaniu w hostelu pojechaliśmy na pobliską Monkey Island. Rzeczywiście, w pobliżu plaży spotkaliśmy kilka małpek (jedna z nich podkradała turystom jedzenie z talerzy w restauracji), ale przede wszystkim mogliśmy po raz pierwszy wykąpać się w morzu.
Po powrocie na Cat Ba wieczorem poszliśmy do centrum miasta, które w tutejeszym sezonie urlopowym (lipiec-sierpień) podobno przeżywa oblężenie miejscowych i chińskich turystów. Główną atrakcją są dziesiątki barów karaoke i restauracje na miniwysepkach. Podczas naszego pobytu było bardzo spokojnie, a w knajpach przebywali głównie turyści.