Na pomysł wyprawy do Wietnamu wpadli znajomi, którzy byli wcześniej w Tajlandii. Wietnam miał być jeszcze takim nieodkrytym, nieskomercjalizowanym skarbem Azji. Pojechaliśmy na przełomie października i listopada 2011 roku w sześć osób.
Przed wylotem załatwiliśmy sobie wizy. Można to zrobić na dwa sposoby, my wybraliśmy pierwszy:
- w ambasadzie Wietnamu w Warszawie (ul. Resorowa 36, przystanek Nałęczowska, linie autobusowe 116, 130, 164, 422, 519, pierwsza furtka od lewej strony). Należy złożyć wypełniony wniosek wizowy, jedno zdjęcie paszportowe i uiścić na miejscu opłatę wizową (gotówką). Wniosek można pobrać z internetu. Wizę 14-dniową można otrzymać od ręki, natomiast na 30-dniową czeka się tydzień (kosztuje 200 zł). W ambasadzie są tylko dwa okienka, w tym po prawej składa się wnioski, a w tym po lewej płaci i odbiera paszporty z wizami. Urzędnicy mówią tylko po angielsku (i oczywiście po wietnamsku:).
- na lotnisku w Wietnamie. Należy wcześniej przez internet załatwić sobie tzw. promesę wizy, po wypełnieniu wniosku, przedstawieniu dwóch zdjęć i uiszczeniu opłaty wiza zostanie wydana na lotnisku. Promesę można załatwić np. na tych stronach internetowych: www.myvietnamvisa.com lub www.vietnam-visa.com.
Kilka miesięcy przed wylotem znaleźliśmy w miarę tanie połączenie lotnicze z Warszawy do Hanoi rosyjskimi liniami Aerofłot przez Moskwę - Szeremietiewo. Na szczęście nie trzeba było nocować w tym gigantycznym porcie lotniczym, czekanie w obydwie strony wynosiło po kilka godzin.